dziennik elektroniczny

Monografia

Praca przygotowana na uroczystość nadania imienia Gimnazjum nr 3



Każdy naród ma w swojej historii sportowe wielkości o nieprzemijającej sławie. W Polsce taką wielkością jest z pewnością Janusz Kusociński.

Zmarły w 2006 roku autor książki „Kolumbowie rocznik 20”, Lesław Bartelski, tak mówił o Kusocińskim: „(…) dla mnie, dla wielu moich rówieśników, późniejszych Kolumbów rocznik 1920, postać Janusza Kusocińskiego stała się wzorem wytrwałości i dążenia do celu. Był dla nas nie tylko wybitnym sportowcem, ale także kimś, kto potrafi zaimponować swą postawą”.

Za kilka miesięcy Gimnazjum nr 3 w Legionowie otrzyma imię wielkiego sportowca. O tym, że patronem szkoły ma zostać Janusz Kusociński zdecydowali zarówno uczniowie, jak i nauczyciele oraz rodzice.

Gimnazjum nr 3 w Legionowie powstało w 1999 roku. W wyniku reformy szkolnictwa, decyzją władz oświatowych, zlikwidowano Szkołę Podstawową nr 3 i powołano Gimnazjum nr 3 w Legionowie. Ostatni uczniowie Szkoły Podstawowej nr 3 opuścili mury szkoły w 2004, a więc w roku, kiedy ta zasłużona dla legionowskiej społeczności placówka oświatowa obchodziła 70. rocznicę powstania.

„Trójka”, jedna z najstarszych szkół w naszym mieście, do istnienia powołana została 1. września 1933 roku w wyniku wydzielenia jej ze Szkoły nr 1, a już w roku szkolnym 1935/36 stała się pełną 7-klasową szkołą. Pierwsi absolwenci opuścili jej mury w 1936 roku. We wrześniu tegoż roku placówkę przeniesiono do nowo wybudowanego drewnianego budynku przy ulicy Mickiewicza 35/37 (został on rozebrany w latach 80-tych XX wieku).

Tragiczny dla narodu polskiego wrzesień 1939 roku równie okrutny był dla polskiej oświaty. Budynek „Trójki” zajmują żołnierze niemieccy, którzy wcześniej wywieźli całe jej wyposażenie. Przez kilka lat, bo aż do 1945 roku, w budynku szkoły nie słychać było gwaru dzieci i młodzieży tylko twardy stukot niemieckich butów.

Przyszedł luty 1945 roku. Kierownik Tadeusz Wardencki otwiera pierwszy powojenny skrócony rok szkolny (335 uczniów i 12 nauczycieli). Z czasem okazało się, że budynek jest zbyt ciasny dla stale rosnącej liczby uczniów. 1. września 1960 roku oddano do użytku dwie sale lekcyjne, salę gimnastyczną, świetlicę. Zaplanowano też dalszą rozbudowę szkoły, tak, że z początkiem roku szkolnego 1966/67 uczniowie i nauczyciele „Trójki” otrzymali do dyspozycji dwupiętrowe skrzydło z sześcioma izbami i zapleczem gospodarczo-administracyjnym. Do dziś pomieszczenia te służą młodzieży. Kilka lat temu decyzją władz oświatowych zostały przekazane Gimnazjum i Liceum Salezjańskiemu.

Budynek, w którym obecnie się mieści Gimnazjum nr 3, oddany został do użytku w lutym 1979 roku. W roku szkolnym 1982/83 w nowocześnie urządzonej szkole naukę pobiera 3265 uczniów w 111 oddziałach. Rada Pedagogiczna liczy 147 nauczycieli. Jest to w tym czasie jedna z największych placówek oświatowych w Polsce. W 1984 roku, w 50-lecie istnienia „Trójki” otrzymała ona imię Tadeusza Wardeckiego. Uhonorowano w ten sposób pedagoga, który ze Szkołą Podstawową nr 3 związany był od początku jej istnienia. Do roku 1967, czyli do momentu odejścia na emeryturę, Wardencki był jej kierownikiem.

Szkoła mogła zawsze pochwalić się wysokim poziomem nauczania, o czym świadczą liczni laureaci konkursów przedmiotowych oraz pomyślne losy edukacyjne jej absolwentów. Zgromadzone w gablotach puchary i dyplomy świadczą o sukcesach sportowych jej uczniów. W „Trójce” odbyło się też wiele eksperymentów dydaktycznych.

Gimnazjum nr 3 jest kontynuatorem tradycji szkoły podstawowej. To tu powołano pierwsze w legionowskich gimnazjach klasy innowacyjne. Zaczęło się w roku szkolnym 2003/2004, kiedy to „ruszyły” trzy takie klasy:

– matematyczno – informatyczna,

– językowa z rozszerzonym językiem angielskim,

– humanistyczna - język polski z dociekaniami filozoficznymi.

W następnym, 2004/2005 roku, „ruszyły” kolejne innowacje, a od roku szkolnego 2005/2006 w gimnazjum działają też klasy integracyjne.

W roku szkolnym 2005/2006 na posiedzeniu Rady Pedagogicznej w dniu 14.X.2005 podjęto działania mające na celu nadanie placówce imienia. W wyniku szerokich konsultacji zadecydowano, że Patronem Szkoły będzie pierwszy polski mistrz olimpijski – Janusz Kusociński.



Twierdzę, że proroctwem Mickiewicza było nazwanie w „Panu Tadeuszu” najszybszego z chartów –„Kusym”.

Mariusz Maszyński

Janusz Kusociński urodził się 15.01.1907r. w Warszawie jako wcześniak. Obawiano się nawet o jego życie. Jak się jednak miało okazać, ze słabego niemowlaka w zaciszu wsi Ołtarzew (państwo Kusocińscy przenieśli się tam, kiedy Janusz miał zaledwie pół roku), zaczął wyrastać tryskający zdrowiem i energią chłopak, któremu natura wprawdzie poskąpiła wzrostu (jako dorosły człowiek miał tylko 165 cm i ważył w granicach 61-65 kg), ale za to obdarzyła go niezwykle mocnym charakterem i zawziętością.

Janusz był najmłodszym, szóstym dzieckiem państwa Kusocińskich.

Ojciec, Klemens Kusociński, człowiek światły, działacz niepodległościowy i więzień caratu, po śmierci dwóch starszych synów – Zygmunta i Tadeusza – robił wszystko, aby najmłodszemu dać odpowiednie wykształcenie.

Swych starszych braci ,,Kusy’’ nigdy nie poznał. Urodzony w 1894 roku Zygmunt wyemigrował na studia do Francji. Brał udział w I wojnie światowej. Do Polski nie wrócił. Zmarł z wycieńczenia po zakończeniu działań wojennych, najprawdopodobniej w Paryżu.

Drugi z braci – Tadeusz - urodzony w 1900 roku zginął w czasie wojny polsko - rosyjskiej pod Zamościem w 1920 roku.

Najstarszą z rodzeństwa była Maria Halina, później Gościcka (1892 – 1977), podpora, spowiednicza i opiekunka Janusza. To ona była wraz z matką w domu przy ulicy Noakowskiego 16, gdy po aresztowaniu Janusza gestapo przeprowadzało tam rewizję. Aresztowana w 1944 roku przeżyła obóz koncentracyjny w Ravensbrück.

Wojnę przeżyła też druga siostra Janina Kusocińska – Czaplińska, starsza od Janusza o 8 lat.

Najmłodszą i najukochańszą siostrą „Kusego” była Halina urodzona w 1906 roku, której nagłą śmierć w 1929 roku Kusociński ciężko przeżył.

Pan Klemens Kusociński był zdecydowanym przeciwnikiem sportu. „Kusy” bał się ojca. Wszelkie jego decyzje i polecenia wykonywał, ale tylko dla „świętego spokoju”. Janusz uczyć się jednak nie chciał. Pojęcia ,,zawód”, „wykształcenie”, „kariera” nie robiły na nim żadnego wrażenia.

– Skoro tak lubisz wieś i świeże powietrze, to zrobimy z ciebie ogrodnika – orzekł pan Klemens i umieścił syna w Państwowej Średniej Szkole Ogrodniczej.

Matka, Zofia ze Śmiechowskich (1869- 1940), też nie była zwolenniczką sportu.

– I co ci z tego, zdrowie stracisz, nerwy poharatasz i tyle – słyszał ciągle „Kusy” od matki, którą bezgranicznie kochał.

Pierwszą, młodzieńczą pasją „Kusego” była piłka nożna. Tej pasji poświęcał się bez reszty w latach 1918-1924 w dzikich drużynach: Pretorii, Sparcie i Placówce, a potem już w „prawdziwych” klubach: Ożarowiance, Józefowiance, RKS „Ruch”, by wreszcie osiąść w „C” klasowej RTS „Sarmata”. Tam też w roku 1926 zadebiutował jako biegacz. Był to czysty przypadek. „Kusy” wystartował w zastępstwie za kolegę. Nikt wtedy nie przypuszczał, w jak istotny sposób wpłynie to na dalsze życie Kusocińskiego.

Że zostanie biegaczem i reprezentantem Polski zdecydował Kusociński w 1927 roku, kiedy to wraz z Reprezentacją Związku Robotniczych Stowarzyszeń Sportowych wyjechał do Pragi na Zlot Robotniczy (zwany również „Olimpiadą Sportową”).

Na decyzję „Kusego” duży wpływ miała atmosfera tych zawodów. Kusociński zrozumiał wówczas, że własny sukces w biegu i chęć wybicia się ponad przeciętność można połączyć z interesem narodowym. Był to „ideowy klucz” całej jego kariery sportowej. Rozpoczęła się ona przy dość powszechnej dezaprobacie otoczenia, przede wszystkim rodziny i części kolegów, dlatego też swoje marzenia realizował „Kusy” będąc skrytym i nieufnym w stosunku do ludzi.

Z „Sarmatą” „Kusy” rozstał się w 1928 roku i nie bez przeszkód wstąpił do „Warszawianki”. Pomogli mu w tym Feliks Żuber i Czesław Foryś. Do „Warszawianki” ściągnęła Kusocińskiego przede wszystkim atmosfera wielkiego sportu. Nazwiska świetnych biegaczy - olimpijczyków robiły na nim ogromne wrażenie. Należał do nich m.in. Czesław Foryś, mistrz, rekordzista i reprezentant Polski w biegach średnich.

W roku 1928 ukończył „Kusy” Państwową Średnią Szkołę Ogrodniczą. Szkoła ta dawała mu fach i „papierek”, co jednak nie było równoznaczne ze świadectwem dojrzałości, a więc i możliwością wstępu na studia wyższe. „Kusy” jednak bardzo cieszył się z faktu jej ukończenia, bo to oznaczało, że dopiero teraz cały czas będzie mógł poświęcić karierze sportowej.

W roku 1928 przyszły pierwsze osiągnięcia. Podczas mistrzostw Polski po raz pierwszy pobił rekord krajowy na 5000 m. 17 września tegoż roku „Kusy” startuje w barwach narodowych podczas międzypaństwowego meczu Czechosłowacja – Polska w Pradze. Na dystansie 5000 m pobił kolejny rekord Polski.

Kiedy Kusociński po raz trzeci w 1928 roku pobił w Wilnie krajowy rekord na 5000 m – wynik 15:17.8 poddawano w wątpliwość sądząc, że „Kusy” przebiegł o jedno okrążenie mniej. Wszyscy byli już jednak pewni, ze w Polsce narodził się jeden z najlepszych biegaczy świata.

W tym czasie „Kusy” miał już kartę wcielenia do wojska. Służbę wojskową odbył w latach 1928-1930 w Baonie Administracyjnym III kompanii na Pradze, w Ośrodku Wychowania Fizycznego i w szpitalu, gdzie dwukrotnie leczył kontuzje. Wyszedł z wojska w stopniu kaprala. Brak systematycznego treningu w tym czasie oraz pierwsze kontuzje sprawiły, że „Kusy” w 1929 roku pojawiał się na bieżni stosunkowo rzadko.

– Chcąc być dobrym żołnierzem nie można być jednocześnie asem sportowym – mówił o tym okresie swojego życia.

W 1930 roku ze startu na start Kusociński poprawiał swoja formę. 15. czerwca w Warszawie jako pierwszy z Polaków przebiegł 5000 m poniżej 15 minut (14:59.4), a kilka dni później, podczas trójmeczu bałtyckiego w Tallinie wygrał cztery biegi (na 800 m, 1500 m, 5000 m i 10000 m) stając się bohaterem zawodów. Jego wszechstronność zadziwiała fachowców.

Bezgranicznym zaufaniem podczas całej sportowej kariery darzył „Kusy” Aleksandra Klumberga – Kolmpere, estońskiego dziesięcioboistę, zdobywcę brązowego medalu na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu w 1924 roku. To on jako trener przygotowywał Polaków do występów na Igrzyskach Olimpijskich w Amsterdamie (1928 r.) i Los Angeles (1932 r.). Klumberg, pierwszy i ostatni trener Kusocińskiego, był rzeczywistym odkrywcą talentu „Januszka” (tak się do niego zwracał), którego otoczył iście ojcowską opieką. Nie oszczędzał go. O treningu, który zaaplikował „Kusemu” przed wyjazdem do Amsterdamu powiedział:

– Wytrzyma, to wygra !

Pierwszy poważny start w silnej międzynarodowej obsadzie z udziałem Kusocińskiego miał miejsce 15. lipca 1930 roku na mistrzostwach Anglii w Londynie. W biegu na 4 mile „Kusy” ostro poprowadził stawkę 36 zawodników, ale błędy taktyczne sprawiły, że zwycięzcą biegu został Fin Lauri Virtanen, a Polak był dopiero czwarty.

Po tym starcie w prasie coraz częściej pisano o jego „rozpaczliwym stylu biegania”. Chodziło o to, że prawie wszyscy długodystansowcy świata, wzorując na Finach, biegali, jak to mówiono „z pięty”. Kusociński biegał inaczej – na palcach, jak sprinter.

19. września 1930 roku doszło do niezwykłego pojedynku. Do Warszawy przyjechał wielki fiński biegacz Paavo Nurmi. W czasie zawodów Fin pokonał „Kusego” dopiero po niezwykle zaciętej walce. Nurmi uznał wówczas klasę Polaka, którego do tej pory nie zauważał i lekceważył.

W sezonie przedolimpijskim, w roku 1931, „Kusy” zwyciężył kilka biegów przełajowych. Trenował już wówczas trzy razy dziennie.

3. maja w VI Biegu Narodowym na lotnisku w Warszawie „Kusy” pokonał zdecydowanie swego wieloletniego rywala Stanisława Petkiewicza.

Już wówczas widziano w nim pewnego kandydata do medali olimpijskich.

Kusociński lubił startować wszędzie, ale najwyżej cenił sobie zawsze występy w Finlandii. Złożyły się na to: uwielbienie dla Paavo Nurmiego (a także respekt przed nim), silna konkurencja, lepsze niż gdzie indziej bieżnie i atmosfera na widowni.

Pierwsze starty Kusocińskiego w Krainie Tysiąca Jezior na początku czerwca 1931 roku fińska prasa odnotowała z entuzjazmem, nazywając go już „polskim Nurmim”. Był to dla „Kusego” najwyższy zaszczyt.

3 tygodnie później - 22 czerwca 1931 r. - historyczne wydarzenie w dziejach polskiej lekkoatletyki - pierwszy wyjazd przedstawicieli tej dyscypliny sportu na zachód Europy. Kusociński bije w Antwerpii rekord Polski w biegu na 5000 m czasem 14:55.4. Drugi na mecie Anglik Dennison uzyskał czas 15:24.0.

W 1931 roku „Kusy” odniósł zwycięstwo za zwycięstwem na dystansach od 800 m do 10000 m.

Do kolejnego, trzeciego i ostatniego pojedynku „Kusego” z Nurmim doszło 20. września 1931 roku w Królewskiej Hucie. Po morderczej walce Kusociński przegrywa na finiszu o pierś. Obaj wielcy zawodnicy uzyskują ten sam czas 15:00.0.

„Kusy” opuszcza boisko speszony i zły, choć wszyscy biją mu brawo. Z Nurmim „Kusy” nigdy nie wygrał, za to z łatwością pokonał innego fińskiego biegacza, którego uważano za następcę Nurmiego, Lauriego Virtanena. Stało się to podczas warszawskiego biegu na 3000 m. 26 września 1931 r. oraz dnia następnego podczas rewanżu w Krakowie na 5000 m.

Rozpoczyna się „olimpijska gorączka”. 18.X.1931 roku w Wiedniu Kusociński nie tylko zdeklasował rywali, największych biegaczy świata, ale w prawie „samotnym biegu” uzyskał na 5000 m. czas 14:42.8 !!!

Za dotychczasowe osiągnięcia sportowe w styczniu 1932 otrzymał Kusociński najwyższe odznaczenie państwowe - Wielką Honorową Nagrodę Sportową za zasługi dla sportu polskiego w 1931r. Zwyciężył także w dorocznym plebiscycie czytelników „Przeglądu Sportowego”.

Tuż przed wyjazdem na olimpiadę, 19. czerwca 1932 roku w Antwerpii „Kusy” pobił pierwszy rekord Paavo Nurmiego uzyskując w biegu na 3000 m. czas 8:18.8.

30. czerwca 1932 roku polska reprezentacja olimpijska rozpoczyna na Dworcu Głównym w Warszawie podróż na olimpiadę w Los Angeles. We Francji „zaokrętowali się” na szybki transatlantyk „Mauretania”. Podróż przez Atlantyk trwała 6 dni, potem postój w Nowym Jorku, a następnie dwa dni i trzy noce pociągiem w poprzek Ameryki.

13. lipca o godzinie 16:30 18 biegaczy rozpoczęło pojedynek na medale na 10000 m. Już od początku prowadził Kusociński. Wspaniałe ostatnie okrążenie (60,4 sekundy) i upragniona meta. Zwyciężył!. Publiczność wiwatowała na cześć zwycięzcy, nie wiedząc, że nowy rekordzista olimpijski, polski „człowiek z żelaza” (jak go nazajutrz nazwała prasa) przechodził podczas tego biegu istne katusze. Lekki ból poczuł w stopach już podczas piętnastej rundy. W miarę upływu czasu ból się potęgował. Każde stąpnięcie odczuwał „Kusy” jakby biegał gołą stopą po szpilkach. Pantofle (kolczatki), które były dobre na trawie, na twardej bieżni olimpijskiej cisnęły okropnie. Ból, potworny ból. I tak już było do końca. Kiedy przekroczył linię mety, ogarnęło go dziwne uczucie… Nie mógł nawet cieszyć się ze swojego tryumfu.

Lekarz polskiej reprezentacji po obejrzeniu stóp „Kusego”, wydał decyzję o zakazie jego startu w biegu na 5000 m, a potem czuwał nad wyleczeniem nóg.

Po zakończeniu olimpijskich konkurencji lekkoatletycznych zorganizowano w Chicago wielki międzynarodowy mityng z udziałem reprezentantów 12 państw. Dwoje mistrzów olimpijskich Kusociński i Walasiewiczówna – było ozdobą zawodów w Chicago. Polacy podczas tej „Małej Olimpiady” wywalczyli aż pięć pierwszych miejsc (zespołowo II lokata za USA, a przed Niemcami, Finami i Włochami).

W Chicago w biegu na 5000 m „Kusy” wygrał i pokonał mistrza i wicemistrza olimpijskiego na tym dystansie – Fina Lauri Lehtinena i Amerykanina Ralpha Hilla.

Powrotowi naszych olimpijczyków do kraju towarzyszył niebywały i dotąd niespotykany w Polsce entuzjazm. 6. września 1932 roku szczególnie serdecznie witano „Kusego”.

Podczas bankietu wydanego następnego dnia przez Polski Komitet Olimpijski na cześć tryumfatorów z Los Angeles Janusz Kusociński udekorowany został Złotym Krzyżem Zasługi. Na uwagę zasługuje też fakt, że Kusociński był w 1932 roku jedynym polskim lekkoatletą, który znalazł się na listach 10 najlepszych w Europie: III w biegu na 1500 m, IV na 5000 m i I na 10000 m. Słusznie nazwano go „najbardziej pracowitym Polakiem”. Nazwano go także polskim „latającym Holendrem”. Rok 1933 był pod tym względem szczególny. Wszędzie chciano gościć mistrza olimpijskiego, w Budapeszcie, w Berlinie, w Düsseldorfie, w Londynie, Amsterdamie, Sztokholmie…

4. III. 1933 r. prasa doniosła, że na półki księgarskie trafiła książka J. Kusocińskiego „Od palanta do olimpiady – moje wspomnienia sportowe”, którą „Kusy” zadedykował matce.

W 1933 r. podczas meczu z Belgami na stadionie Wojska Polskiego w Warszawie Kusociński zaczął odczuwać bóle kolan. W kilka godzin po biegu oba kolana spuchły. Skierowano „Kusego” na badania i leczenie w Wiedniu. Kontuzje leczył przez prawie cały 1933 rok.

„Kusy” już biega. Takim tytułem 8. kwietnia 1934 roku powitały gazety udział mistrza olimpijskiego w biegu na przełaj o puchar „Wieczoru Warszawskiego”. Lekarze zalecili mu ten start, ale do pełni formy było jeszcze daleko. Jednak już dwa tygodnie później – 24. czerwca podczas międzynarodowych mistrzostw Warszawy „Kusy” w biegu na 1500 m pokonał groźnych rywali: Niemca Rothbarta i Fina Michelsona – Mikkelę.

01.VII.1934r. – Berlin. To był już wielki sukces powracającego do formy Kusocińskiego. W biegu na 5000 m. podczas wielkiego mityngu międzynarodowego pokonał on zdecydowanie znakomitych biegaczy: Duńczyka Henry Nielsena, Niemca Maxa Syringa i Czecha Jozefa Koščaka. Prasa niemiecka piała z zachwytów.

Jednak najbardziej prestiżową imprezą 1934 r. były I. Mistrzostwa Europy w Turynie. 9. września „Kusy” w biegu na 5000 m pokonał wprawdzie dwóch Finów, ale mistrzowski tytuł sprzątnął mu sprzed nosa młody i ambitny Francuz Roger Rochard, czego Kusociński nie mógł sobie wybaczyć. Zawsze przecież powtarzał, że żadnego przeciwnika nie wolno lekceważyć.

29 września 1934 r. doszło w Warszawie do tragicznego w skutkach startu „Kusego”. Do Polski przyjechał z dawna oczekiwany sam mistrz olimpijski na 5000m – Lauri Lehtinen. Mimo że na trzy dni przed biegiem Kusocińskiego znów zabolało kolano, zdecydował się na start. Oto sposób jego rozumowania: „Muszę dowieść, że Polska wydała najlepszego długodystansowca kuli ziemskiej, że sport polski ma w swych szeregach zawodnika, który należy nie tylko do ekstraklasy, lecz zasługuje na tytuł mistrza świata”.

„Kusy” mimo piekielnego bólu nie zszedł z bieżni. Wolał przegrać, niż się poddać. Rozpoczynał się dla niego bardzo trudny i ciężki, ale, kto wie, czy jednocześnie nie najciekawszy i najpiękniejszy okres jego życia. Leczył kontuzję, ale planował też szkolenie na początek 1935 r. Podjął też wówczas męską decyzję studiów w CIWF jako wolny słuchacz. Myśląc o swej zawodowej przyszłości ukończył też kurs zorganizowany przez PZLA i otrzymał uprawnienia trenera okręgowego biegów średnich i długich.

W marcu 1936 r. (dokładnie 9.03.) poddał się chirurgicznej operacji na kolanie – usunięcie zwyrodniałej łąkotki. Lekarze uznali wówczas, że „Kusy” wprawdzie biegać będzie mógł, ale: „raczej nie będzie zdolny do dalszego wyczynowego uprawiania sportu”.

Była to dość powszechna opinia. O „Kusym” – rekordziście radzono zapomnieć. Nikt, jak się okazało, nie znał jednak jego organizmu, rogatej duszy i nieprawdopodobnej ambicji…

Igrzyska Olimpijskie 1936 r. w Berlinie „Kusy” jako „doradca techniczny” polskiej ekipy oglądał z trybun i… już trenował, aby już 8. grudnia na pierwszej stronie „Przeglądu Sportowego” oświadczyć:

– Wracam na bieżnię. W imię Boże – spróbuję…

Pierwszy Jego bieg na otwartym powietrzu po kontuzji to Bieg Sztafetowy Polskiego Radia na trasie Raszyn – Warszawa. Przybiegł pierwszy, lecz jego wysiłek poszedł na marne, gdyż sztafeta została zdyskwalifikowana.

W 1937 r. „Kusy” od czasu do czasu biegał, ale wszyscy wiedzieli, że przede wszystkim uczył się. Przygotowywał się do egzaminu maturalnego. Miał go zdawać jako ekstern. 21. września 1937 r. – wielki sukces ,,Kusego”. Jako trzydziestoletni mężczyzna otrzymał świadectwo dojrzałości i mógł w ten sposób stać się pełnoprawnym studentem CIWF.

W lutym roku następnego podczas kursu narciarskiego III. roku słuchaczy CIWF „Kusy” skręcił nogę i znów znalazł się w szpitalu. Musiał przerwać treningi, ale ten czas poświęcił nauce. CIWF ukończył 18. czerwca 1938 roku z ogólną oceną dobrą za egzamin ustny i pisemny.

Powrót Kusocińskiego na bieżnię na początku przedolimpijskiego roku 1939 odbił się szerokim echem na całym świecie. Widziano w nim faworyta przyszłych igrzysk w Helsinkach (1940).

W kwietniu: „Kusociński wygrywa jak dawniej”, o czym donosi „Wieczór Warszawski”. 18. maja odbyły się Międzynarodowe Zawody Polonii w Warszawie. Do historii polskiej lekkoatletyki przeszedł bieg na 5000m, ponieważ czterech pierwszych zawodników uzyskało czas poniżej 15 minut, a pięciu naszych biegaczy uczestniczących w tym pojedynku – jak się miało okazać – oddało swe życie w walce z hitlerowskimi Niemcami. Kusociński i ten bieg wygrał zdecydowanie.

O powrocie „Kusego” na bieżnię pisano na całym świecie, ale niewątpliwie fakt ten wywołał największe wrażenie w Finlandii, gdzie Polak był uznaną sportową osobistością. Nic więc dziwnego, że przed przyjazdem Kusocińskiego do Krainy Tysiąca Jezior tamtejsza prasa znów pełna była wiadomości o Nim. 5. czerwca 1939 r. pisano, że „Polski Orzeł” przybywa do Helsinek.

Dopiero start 8. czerwca w silnej stawce i na dobrej bieżni stadionu olimpijskiego przekonał wszystkich, że Kusociński znów powrócił do grona przyszłych faworytów zbliżających się Igrzysk Olimpijskich. „Kusy” zajął tu wprawdzie drugie miejsce, ale ustanowił nowy rekord Polski (14:29.8). Prasa fińska miała rację pisząc, że „polskiemu Nurmiemu” mógł zagrozić na bieżni tylko Kauko Pekuri, który ten bieg wygrał z rezultatem 14:25.6, ale za to „Kusy” pokonał aż siedmiu świetnych długodystansowców Finlandii. Jeszcze w czerwcu Kusociński wyjechał do Sztokholmu, gdzie stał się bohaterem biegu na 5000 m. Ustanowił nowy rekord Polski z czasem 14:24.2. W 1939 roku lepsze wyniki mieli tylko dwaj Finowie - Maki i Pekuri. Nie można się więc było dziwić, że rok przed Igrzyskami Olimpijskimi „Kusy” należał do grona wielkich faworytów w biegach długich.

On sam zastanawiał się jeszcze, na jakim dystansie wystartuje. Myślał nawet o maratonie.

Niestety… 1 września 1939 roku rozpoczęła się wojna.

1. września (piątek), kiedy o świcie pierwsze niemieckie bomby padły na przedmieścia Warszawy, „Kusy” przeprowadzał się ze Złotej na Noakowskiego 16.

W ciągu jednego dnia z człowieka sławnego, o którym prawie codziennie pisała prasa polska i zagraniczna, stał się jednym z obrońców Warszawy przed hitlerowską nawałnicą.

„Kusy”, chociaż podoficer rezerwy z wyszkoleniem, nie został powołany do wojska, mimo, że miał przydział.

6. września stawił się więc jako ochotnik pod bramą Cytadeli, gdzie kwaterował 21. pułk piechoty Dzieci Warszawy. Zaciąg ochotniczy do wojska został już wówczas wstrzymany, ale dla tego nieprzeciętnego człowieka, jakim był „Kusy”, złamano regulamin wojskowy. Przyjęto Go do kompanii cekaemów wraz z Józefem Korolkiewiczem, jego przyjacielem, również mistrzem olimpijskim. Obaj rozpoczęli wiec karierę wojskową w pierwszym plutonie kompanii kaemów 2 batalionu 360 pułku piechoty, który formował się na bazie 21 pułku piechoty imienia Dzieci Warszawy. Kusocińskiemu wyznaczono w plutonie funkcję kaprala obserwatora.

W czasie kampanii wrześniowej „Kusego” cechował nie tylko spokój i odwaga, lecz również wielka brawura. Był jednym z bohaterskich obrońców Fortu Czerniakowskiego. Dwukrotnie ranny, 25. września dostał się do szpitala przyfrontowego przy ul. Powsińskiej, a stamtąd do mieszkania prywatnego Zofii Biernackiej, gdzie leczył rany. Zofia Biernacka była kierowniczką punktu ratunkowo – sanitarnego PCK i to ona 1. X. 1939 r. wydała zaświadczenie, że „Kusy” był ranny „w lewe udo i okolice prawego stawu kolanowego”.

20. października 1939 r. „Kusy” był operowany w Szpitalu Wolskim przy ulicy Płockiej 26.

Zanim się to jednak stało, jeszcze w okopach, gdy wiadomo już było, że kapitulacja jest bliska, mówił do towarzyszy broni:

– nie damy się, będziemy walczyć do końca.

Towarzyszyły mu też inne refleksje. Do swego przełożonego, porucznika Karczewskiego, powiedział 21. września:

– Zostaniemy tu już panie poruczniku, a tak nie wiele w życiu zdziałałem i chciałbym jeszcze czegoś dokonać – On, który rozsławił w świecie imię Polski, wyrzucał sobie, że tak niewiele zrobił.

Na pożegnanie z porucznikiem powtórzył:

– nie damy się, będziemy walczyć do ostatniej kropli krwi.

Został ze swym cekaemem na stanowisku bojowym przy barykadzie z worków z piaskiem na Powsińskiej.

„Kusy” był zaledwie kapralem, ale patrzono na niego i podziwiano Go nie tylko dla jego wielkiej popularności jako sportowca. Gdy stało się już jasne, że nikt nie przyjdzie Warszawie z pomocą, kiedy ludzie się załamywali, „Kusy” jak prawdziwy żołnierz troszczył się przede wszystkim o to, jak najlepiej „pokryć ogniem” nieprzyjaciela, stale zabiegał o uzupełnienie sprzętu i amunicji. Tylko wyraz jego wychudłej twarzy stawał się coraz bardziej zawzięty i nieprzejednany. 25. września nad parkiem i ulicą Powsińską rozpętał się straszliwy ogień niemieckiej artylerii. Plutonem ckm–ów przy moście dowodził kpr. Kusociński. Towarzysze broni tak Go zapamiętali: „Z zakasanymi rękawami bluzy, ze zwieszającym się z szyi skórzanym, plecionym rzemieniem od Visa, umazany smarem, czarny od prochu zmieniał tylko taśmy kaemu wołając „amunicji”, „amunicji”, „amunicji”. Był to ostatni dzień Kusocińskiego w okopach.

26. września Niemcy po wielogodzinnej walce opanowali Fort Czerniakowski, wysadzając w powietrze część kazamatów i grzebiąc pod gruzami wielu jego obrońców. „Kusy’’ w tym czasie leczył rany w szpitalu, do którego trafił dzień wcześniej.

Po kapitulacji Kusociński trafił do pracy konspiracyjnej. Swój patriotyczny obowiązek spełniał w Organizacji Wojskowej „Wilki”. Otrzymał Pseudonim „Prawdzic” i tytuł podporucznika O.W.W. Zaprzysiężony został w grudniu 1939 roku. Jego zadaniem było organizowanie komórek wywiadu wojskowego przez jednostki podległe organizacji, prowadzenie i aktualizację ewidencji rozlokowania, liczebności uzbrojenia oraz zamierzeń wojskowych i policyjnych oddziałów okupanta, organizowanie wywiadu w dziedzinie produkcji, transportów i magazynów wojskowych, przekazywanie odpowiednich wiadomości do wykorzystania w akcjach dywersyjnych lub sabotażowych OWW względnie innym organizacjom konspiracyjnym. „Kusy” poza tym miał za zadanie współpracować z szefem akcji zwalczania donosów do władz okupacyjnych.

– W niedługim czasie Janusz opracował rozlokowanie w Warszawie i niektórych miejscowościach podwarszawskich oddziałów wojskowych Wermachtu, dowódców, magazynów, fabryk i wytwórni broni – ( pisał o tym fakcie kapitan Wojska Polskiego Jerzy Łapiński w artykule z 1957 r. opublikowanym pod tytułem „Janusz Kusociński – żołnierz podziemia”).

Strzępy relacji lub wspomnienia wielu ludzi, którzy stykali się z Kusocińskim w końcu 1939 i pierwszych trzech miesiącach 1940r świadczą o tym, że „Kusy” nie ograniczał się wyłącznie do zbierania wiadomości wywiadowczych. Z własnej woli kolportował gazetki („Wilki” wydawały „Walkę” oraz „Biuletyn Radiowy”), przewoził broń i amunicję.

Hitlerowcy chcą w ramach akcji A – B pozbawić naród polski przywódców, ludzi kultury i nauki. Zostały przygotowane listy przewidzianych do aresztowania ludzi ze świata nauki i kultury, działaczy politycznych i społecznych. Na tej liście był również Janusz Kusociński.

„Kusego” aresztowano 28. marca 1940 r. o godzinie 20.30 w bramie domu przy ulicy Noakowskiego 16, gdzie mieszkał ze swoją matką i siostrą. Założono mu na ręce kajdanki i wpakowano do tzw. „budy”, jednego z dwóch samochodów z uzbrojonymi gestapowcami, które stały przed domem. Kiedy podczas niemieckiej rewizji w domu matka Kusocińskiego zapytała: „A coście zrobili z moim synem?” jeden z gestapowców odpowiedział przez tłumacza:

– Był nie tylko dobrym sportowcem, ale też niebezpiecznym konspiratorem. Trzeba go będzie skrócić o głowę.

Przetrzymywano Go na Pawiaku. W śledztwie nic nie powiedział i nikogo nie wydał, chociaż katowano Go niemiłosiernie. W latach 1939 – 1941 prawie wszystkie transporty śmierci z Pawiaka szły do Palmir.

„Kusego” zamordowano 20. lub 21. czerwca 1940 roku właśnie w Palmirach w Puszczy Kampinoskiej. Zginął tam wraz ze swoimi przyjaciółmi sportowcami: Feliksem Żuberem, Tadeuszem Bartodziejskim i Tomaszem Stankiewiczem.

Po wojnie, w 1946 roku, wykryto w Palmirach 24 mogiły zbiorowe. W jednej z nich zidentyfikowano szczątki „Kusego”.

Autorki Grażyna Mytko i Grażyna Karkowska


Dane teleadresowe

Gimnazjum nr 3
im. Janusza Kusocińskiego w Legionowie
Szkoła Podstawowa Nr 3
ul. Władysława Broniewskiego 7,
05-120 Legionowo
tel. (22) 774-55-29
e-mail: gimnazjum_trojka@poczta.onet.pl

Bannerki

Ministerstwo Edukacji Narodowej Okręgowa Komisja Egzaminacyjna w Warszawie Mazowiecki Kurator Oświaty Miasto Legionowo